aaa4
Newbie
Dołączył: 25 Lip 2017
Posty: 1 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Wto 10:45, 25 Lip 2017 |
 |
Z Wilzynskiej Doliny wszedzie bylo daleko. Gosciniec omijal ja szerokim lukiem, tak ze do cywilizacji wiodly jedynie dwie krete, porosle trawa drozki. Wysoka sciezka wspinala sie pomiedzy trzema zawieszonymi nad dolina szczytami, Palem, Maczuga i Mnichem, az do kupieckiego traktu. Niska sciezka opadala lagodnie wzdluz Wilzynskiego Potoku i przez ziemie starosty prowadzila ku odleglym posiadlosciom opactwa. Co prawda, byla jeszcze trzecia sciezka, ale ona bynajmniej nie zmierzala w strone cywilizacji. Raczej w kierunku zupelnie przeciwnym.Szymek jednak nigdy nie powedrowal gdzies hen przed siebie ani wysoka, ani niska sciezka - a w kazdym razie nie dalej nizli na skraj pastwisk, gdzie zgodnie wypasano owce ze wszystkich trzech wiosek Wilzynskiej Doliny. Raz tylko, nasluchawszy sie nieopatrznie gadek wedrownego kaplana, postanowil, ze zostanie staroscinskim pacholkiem. Zamarzyly mu sie wojenna slawa, gorzalka w karczmach przy trakcie i chetne wojakom dziewuchy. Z tego rozmarzenia wykradl sie z wioski gleboka noca i pognal w dol brzegiem Wilzynskiego Potoku. Jednakze jeszcze nie zaczelo dniec, kiedy dopadl go wladyka, dopadl, po czym wymlocil chlopakowi grzbiet i gwoli przestrogi wsadzil w gasior.
Gdyby szlo o kogo innego, pewnie by wladyka, czlek bardzo nieprzychylny zbiegostwu, nie poprzestal na gasiorze, ale Szymek naprawde byl persona w Wilzynskiej Dolinie. Jego opiece powierzono dworska trzode, ktora wybornie przyuczyl do wyszukiwania trufli. Wkrotce jednak okazalo sie, ze upartej nierogaciznie wyrosly rogi - bez Szymka nie sposob ja bylo sklonic do wspolpracy. Nadasane swinie nie chcialy odstapic gasiora, a wielki ryzy wieprz, ktory przewodzil stadu, z czystej zlosliwosci poharatal ulubionego panskiego ogara. Wreszcie zniechecony wladyka musial chlopaka wypuscic.
I tak sie skonczylo Szymkowe wedrowanie. Czas mijal mu spokojnie, nie tyle biegl, ile pelznal niespiesznie i z godnoscia. Nowiny nie docieraly, kupcy ani zbojcy do Wilzynskiej Doliny nie zagladali zbyt czesto. Zreszta i jedni, i drudzy nie mieli tu czego szukac. Okolica byla nieurodzajna, a ludek ubogi, spokojny i tak plochliwy, ze gdy tylko konie na trakcie uslyszal, chwytal na gwalt dobytek i zmykal w gory. Zwlaszcza jesienia, kiedy poborcy podatkowi ciagneli.
Szymek byl rownie lekliwy, jak sasiedzi i przewaznie siedzial pospolu ze swymi swiniami gleboko w lasach. Az do przeszlego tygodnia. Gdyz ostatniej niedzieli, kiedy wedle zwyczaju zamiast sluchac kazania stal w gromadzie znajomych pod stara lipa i siarczyscie spluwal na placyk przed kapliczka, zakochal sie w Jaroslawnie, corce Betki mlynarza. I to zakochal sie, ze strach.
Bylo to uczucie wielkie, obejmujace Jaroslawne razem z jej cudnymi |
Post został pochwalony 0 razy
|
|